Następnego dnia wstajemy późno, bo cały poranek pada deszcz.
Ruszamy w kierunku Rynu, przez pagóry, rzeki, powalone kłody, na których Nordi
uczy się akrobacji. Zaczyna lać więc chowamy się pod płachtą, a Nordi
przychodzi do nas, kładzie się na stopach i momentalnie zasypia z głową na
pedale. Po chwili trochę przechodzi i ruszamy dalej. W Rynie próbujemy kupić
gaz, ale jest to niemożliwe oraz śrubki do roweru, bo moja łącząca rower i
przyczepkę się złamała i dziś Paweł wiezie Nordiego, a ja sakwy z bagażami.
Pogoda cały czas pochmurna i niepewna, udaje nam się jednak dojechać do
zaplanowanej Doby, gdzie znów śpimy na półwyspie pełnym żeglarzy. Jutro Mamry i
Węgorzewo! Za nami już 300km. Nordi polubił przyczepkę i całkiem chętnie do
niej wskakuje.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz