Za nami trudny dzień. Zła pogoda, złe nastroje, problemy z rowerami.
Przejechaliśmy dziś koło 30km z Doby na półwysep Zwierzyniecki Róg, kiepsko
oznaczonymi drogami rowerowymi. Oprócz złoszczenia się, w sumie nic
interesującego się nie działo. Przerzutka, kręcenie, pogoń much końskich. Zatrzymujemy
się przy jednym sklepie a pan mówi do nas po niemiecku. My takie zdziwko
wielkie o co chodzi i odpowiadamy mu po polsku, na co on zdziwiony, że jesteśmy
Polakami i że tak sobie jeździmy rowerami po Mazurach. Na Zwierzynieckim Rogu
rozbijamy się na campingu, gdzie każą nam od razu wziąć psa na smycz, więc mają
u nas małego minusa. Potem kąpiemy się w Mamrach, gdzie woda jest tak samo
zimna jak wszędzie, cichaczem korzystamy z płatnej toalety i jemy frytki na które
trzeba czekać 25 minut. Wieczorem rozkręca się impreza lokalnych oldboyów –
chłopów z Mazur, którzy największe hity z ostatnich 30lat puszczają tak głośno,
że jak się potem budzę w nocy i jest cicho, to mam trudności żeby zasnąć z
powrotem :)
Nad ranem chłopy z Mazur dalej sączą piwo stojąc przy wygasającym ognisku, a my pakując się podziwiamy ich wytrwałość :)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz